Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W sieci zakupów

Krzysztof SMURA
Z końcem XIX wieku poznaniacy zyskali nowe hobby. Zakupy w wielkich sieciach handlowych. Hobby które trwało do II wojny światowej, a którego z braku laku (a w zasadzie towaru) nie kontynuowano w czasach ...

Z końcem XIX wieku poznaniacy zyskali nowe hobby.
Zakupy w wielkich sieciach handlowych.

Hobby które trwało do II wojny światowej, a którego z braku laku (a w zasadzie towaru) nie kontynuowano w czasach PRL-u, odrodziło się kilka lat temu. To była nowa moda, która przywędrowała do nas z Paryża i Londynu. Prasa końca XIX wieku pełna była zachwytów nad rozwojem wielkich domów handlowych. Polacy z niedowierzaniem czytali o Au Bon Marche czy Protemps - ogromnych domach, w których można był kupić wszystko od śrubki po wytworną bieliznę - bynajmniej nie do celów rzemieślniczych.

Moda zachodu szybko zawędrowała do Berlina, a stamtąd
doleciała i do nas. Do Poznania. Przedsiębiorcy, którzy posiadali wówczas odpowiednią ilość gotówki postanowili zaryzykować i rozpocząć inwestycję.

Pierwsze handlowanie

Jeden z pierwszych domów handlowych z prawdziwego zdarzenia powstał w 1899 roku przy Placu Wolności - wówczas Wilhelmowskim. Obiekt należący do firmy Michaelis i Kantorowicz na kilku kondygnacjach mieścił stoiska drobnych sprzedawców - ot taki pasaż. W podobnym stylu działał przy ulicy Nowej (obecnie Paderewskiego) Emanuel Tomski, a chwilę później sprzedawca o swojsko brzmiącym nazwisku Zadek. O zachwyt poznaniaków i zawał drobnych kupców przyprawił jednak Żyd imieniem Rudolf Petersdorf. Ów gość postanowił zainwestować na Starym Rynku, wykupując kilka działek, a tym samym stojących na ich miejscu kamienic. Niegdyś mieszkali w nich między innymi ojciec króla Stanisława Leszczyńskiego i słynny poeta E.T.A. Hoffmann. Tak, w krótkim czasie u zbiegu Żydowskiej i Starego Rynku powstał dom jakiego Poznań nie widział. Ogromne oszklone okna i trzy piętra galanteryjnego szaleństwa na różnych poziomach i o różnych cenach zachwycały. Dodatkowo Petersdorf wybudował nad częścią sklepu kolejne dwie kondygnacje z przeznaczeniem na apartamenty. Miał głowę do interesów - to trzeba przyznać.

Zgrzytanie zębami

Na kondygnacjach można tu było dostać wszystko czego życzył sobie klient, a w zasadzie klientka - bowiem mężczyźni i materiały na zasłony, suknie i obrusy to był kierunek przyszłości - niestety. Panie szturmowały stoiska pełne zachwytu nad tym, że mogą nie tylko dotknąć, ale i przymierzyć, przebierać i kupować wszystko co najmodniejsze. Konkurencja detaliczna zgrzytała zębami. Drobni kupcy dominujący wówczas na poznańskim rynku przecierali oczy ze zdumienia, widząc malejące obroty swych detalicznych sklepów i sklepików. Złorzeczeniom nie było końca tym bardziej, że ceny były konkurencyjne, a sieci handlowe opierały swą działalność na braku pośredników. Petersdorf rezygnując z nich miał najniższe ceny w mieście. No i rozwijał handel aż miło. Do czasu.

Koniec wojny (tej pierwszej) to był koniec niemiecko-żydowskiego kupiectwa. W 1919 roku Petersdorf sprzedał swój sklep Franciszkowi Lisieckiemu. To był złoty interes który trwał do wojny (tej drugiej) i który nie miał sobie równych. W 1945 roku wypalony i częściowo zburzony budynek podzielono znów na trzy działki i postawiono na jego miejscu trzy równe kamienice. W narożnikowej mieściła się przez lata kultowa kawiarnia ,,Sukiennicza'', a dziś są tu Sami Swoi.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto