Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Wrona z Mysłowic: panna młoda miała zarzucić na męża rąbek kiecki i kopnąć w miotłę

Monika Chruścińska-Dragan
Radny Tomasz Wrona opowiadał w lutym o zwyczajach i tradycjach weselnych dawnych mysłowiczan w Muzeum Miasta Mysłowice
Radny Tomasz Wrona opowiadał w lutym o zwyczajach i tradycjach weselnych dawnych mysłowiczan w Muzeum Miasta Mysłowice arc. Muzeum Miasta Mysłowice
Tomasz Wrona z Mysłowic, historyk, pasjonat etnografii i radny miasta opowiada nam o tradycjach i zwyczajach weselnych mysłowiczan w XIX w.

Marzec to pierwszy w roku miesiąc z literą "r", ponoć szczęśliwą dla par młodych. Dawniej Ślązacy też przywiązywali do tego wagę?
Tomasz Wrona: Nie, zwyczaj ten przyszedł na Śląsk z ludnością napływową. Na Śląsku najdogodniejszym miesiącem na zawierane małżeństw był maj, miesiąc poświęcony Matce Bożej. Unikano czerwca, bo kojarzył się z kolorem czerwonym, a więc z krwią. Mawiano "kto się żyni w moju, tyn mo mojne życie, a kto w czyrwcu - tyn mo czerwienne". Innymi dogodnymi terminami były okolice świąt Wielkiej Nocy i Bożego Narodzenia, karnawał - bo jak zabito świnie, to dobrze przechowywała się żywność. Dla chłopskich rodzin - także miesiące po żniwach.

A jakie dni tygodnia wybierano na zaślubiny?
TW: Księża unikali sobót, bo wychodzili z założenia, że jak goście poimprezują w sobotę, to w niedzielę na mszę św. nie przyjdą. Śluby odbywały się najczęściej w niedzielę, a w poniedziałek - poprawiny, bo zwyczajem Ślązaków były co najmniej dwudniowe wesela. Co najmniej, bo zdarzały się i dłuższe. Z kolei za Przemszą były jednodniowe wesela.

Takich różnic miedzy tradycjami weselnymi Ślązaków i Zagłębiaków było więcej?
TW: Tak. O ile bowiem na zachód od Mysłowic tradycje i zwyczaje niewiele się różniły, tak po drugiej stronie Przemszy były inne. Zaczynając już od wyboru godziny ślubu. W Mysłowicach starano się, by były to okolice południa, co jest znów związane z kultem Matki Bożej na Śląsku. U sąsiadów, za Przemszą, tradycja mówiła, że małżeństwa należy zawierać ok.godz. 16 i 17.

Jak wyglądały zaręczyny?

TW: Inaczej niż dzisiaj spoglądano na kwestię małżeństwa. To rodzice rozpatrywali związek małżeński dzieci. Wybierając np. dla swojej córki męża patrzyli, jakie jego rodzina ma znaczenie w społeczeństwie, nie tylko pod względem bogactwa, ale też np. wykształcenia. Inicjatywa zwykle wychodziła od chłopaka, który wysyłał swoka, krewnego, aby poszedł i rozmawiał z rodziną przyszłej panny młodej o małżeństwie. Negocjacje odbywały się z jej rodzicami. Obie strony wstępnie zapowiadały, co wniosą do małżeństwa. Rozmowa ze swokiem była swego rodzaju umową wstępną, po niej odbywały się zrękowiny. Tu już ustalano termin ślubu, szczegóły wesela oraz konkretnie, co strony wniosą do małżeństwa. W gospodarstwach rolnych wnosiły świnie, konie, woły, narzędzia rolnicze.

Gdzie w tym wszystkim rola panny młodej?
TW: Zazwyczaj rodzice pytali przyszłą panną młodą tylko i wyłącznie czy się zgadza na małżeństwo. Mogła powiedzieć, że się nie zgadza, ale to jeszcze przed wizytą swoka. Podczas zrękowin było już za późno. Pierścieni zaręczynowych w dawnych czasach nie dawano. Taką granicą czasową, po której zaczęły się pojawiać, był na pewno XIX wiek. Wtedy skończyło się poddaństwo chłopów w naszych stronach, co prawda musieli płacić odszkodowania właścicielom ziemskim, ale struktura społeczna zaczęła się zmieniać. Chłopi zaczęli dostawać większe pieniądze – ale mieli też większe obciążenia i obarczeni byli większą odpowiedzialnością. Mieli jeszcze jedno źródło bogactwa. Otóż prawo pruskie przewidywało, że kto jest właścicielem ziemi, to wszystko co jest pod jej powierzchnią też do niego należy. A wtedy już zaczęły pojawiać się kopalnie. Słyszałem opowieści o tym, jak rodziny chłopskie dostawali grube pieniądze za to, że kopalnia fedrowała pod ich polem. Wracając jednak do tematu, chłopi zaczęli myśleć o pierścionkach zaręczynowych, kiedy zaczęli dysponować większymi pieniędzmi. W tej kwestii naśladowano modę dworską. Trochę szlachty w Mysłowicach i okolicach było – byli Mieroszewscy, potem Winklerowie, były dwory w Dziećkowicach, Kopciowicach, dwór w Pszczynie. Chłopi mieli zatem trochę wzorców do naśladowania.

Panny młode zamiast w bieli szły do ślubu w… czerni.
TW: Tonacja czarna podkreślała powagę sytuacji. Panna młoda miała czarną jaklę i kieckę, a pan młody - czarne spodnie, buty, kamizelkę, kapelusz, w zimowym okresie też płaszcz. Do tego dodawane były elementy zielone. Panna młoda miała zielony, mirtowy wianek, zielone wstążki we włosach, zielone fartuch i chustę. Pan młody miał z kolei przypiętą zieloną różdżkę, mirtową z zielonymi wstążkami. Mirt towarzyszył w regionie wszystkim, od chrztu, przez I komunię po ślub. Symbolizował życie. I ta zieleń w strojach młodych też. Małżeństwo miało służyć prokreacji, a zieleń miała przypominać po co jest zawierane.

Jak wyglądały przygotowania do wesela państwa młodych?
TW: Kobiety zbierały się czasem nawet na dwa tygodnie przed weselem i robiły makaron. To była pierwsza potrawa, która była przyrządzona. Często wtedy goście nie dawali młodej parze wielkich prezentów ślubnych, tylko dorzucali się do wesela – a to ktoś podarował worek mąki, ktoś inny – jabłka na kołocz. Tradycja rozdawania kołoczy przed ślubem zachowała się do dzisiaj. Rozdaje się je najczęściej rodzinie, której nie prosi się już na wesele. Generalnie wesele organizowała rodzina panny młodej, a sprawą dowozu – bo trzeba pamiętać, że kościoły były daleko – zajmował się pan młody. Do kościoła dojeżdżano furami (wozami – przyp. red.). Każdy miał w domu furę, trzeba było tylko ustawić w niej ławki, obstroić i wyczyścić. Ci ważniejsi goście jeździli bryczkami, albo wręcz karetami. W każdej miejscowości była taka kareta. Zimą jechano do kościoła saniami, tzw. srombkiem. Z alkoholi dominowały na weselu wina, rzadziej wódka. Wynikało to głównie z działalności ks. Ficka, który walczył z plagą pijaństwa. I ostatecznie w XIX wieku udało się to w naszym regionie przezwyciężyć, ludzie przestali pić alkohol na taką skalę, jak wcześniej. O kapele nie było problemu, bo każdy w domu miał instrument, na czymś grał. Oczywiście były rodziny bardziej i mniej utalentowanej w tej materii. Dlatego też działały specjalne grupy zajmujące się graniem na weselach. Dzisiaj państwo młodzi jadą autem do kościoła, a kiedyś korowód weselny to kapela otwierała.

A jak młodzi żegnali stan wolny?
TW: Dla dziewczyny to był smutny moment. Wychodziła za mąż często bez miłości, kończył się czas jej beztroski. Dzień przed weselem odbywał się polterabend, tłuczenie porcelany na szczęście dla młodych, ale też po to, aby odstraszyć złe duchy. Pan młody w nim nie uczestniczył. Rano w domu panny młodej spotykały się ciotki, które instruowały ją, jak ma zachować się przed wejściem do kościoła, w trakcie ślubu i tuż po nim. Był to ciąg zwyczajów, z którego wróżono, czy z tej pary będzie dobre małżeństwo. Panna młoda miała pierwsza przekroczyć próg kościoła, aby całe życie dominować nad mężem. Kiedy młodzi klękali przed ołtarzem, miała zarzucić rąbek kiecki na pana młodego. Też na znak dominacji. Jak szli dać na ofiarę, powinna oczekiwać, aż on da jej pieniądze, aby to on zarabiał, a ona tylko wydawała. Wychodząc z kościoła pani młoda miała też stuknąć obcasem w buta pana młodego, a po powrocie ze ślubu do domu kopnąć w ustawioną specjalnie przed progiem miotłę. To wróżyło, że będzie dobrą gospodynią.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto