Zabawa polega na toczniu jaj z niewielkiej pochylni i trafianiu nimi w inne, znajdujące się już na „placu boju”. - Dawniej do „kaczania” służyło „korytko” z kory drzewa; pochylnię może też stanowić rynienka, a nawet zwykła deseczka. Zwycięzcą jest ten, kto uderzy najwięcej jaj.
Wiosenne łąłynki
Zapomniany już dzisiaj zwyczaj wielkanocnego kolędowania, zwany był na Wileńszczyźnie łałynkami. Związany był z wiosennymi zalotami.
Śpiew kawalerów pod oknem panny rozlegał się tak długo, aż ktoś wyszedł z domu i poczęstował kolędników jajkiem, kiełbasą, czasem nawet kieliszkiem wódki. Tradycja nakazywała odwiedzać kolejno wszystkie domy, w których były panny na wydaniu.
Kolędnicy pukali w okno z pytaniem: „Czy można ten dom rozweselić?”. Najpierw śpiewali „Wesoły nam dziś dzień nastał”, później tak zwane łałynki - przyśpiewki, pozdrowienia. Składały się zwykle z kilku lub kilkunastu wierszy przeplatanych okrzykiem „Witamy Pannę winem zielonym”, albo „Zielony jawor w dąbrowie”. Łałynki opowiadały najczęściej o miłości, zalotnikach, ślubie i wianku dziewiczym. Domownikom składano życzenia wszystkiego najlepszego, a pannom - rychłego zamążpójścia.
Śpiewaków rzadko odprawiano z pustymi rękami, bo wtedy złorzeczyli i wypominali gospodarzom skąpstwo, a potrafili też zaintonować coś złośliwego. Takiej przyśpiewki bano się niegdyś najbardziej, wierząc, że może sprowadzić nieszczęście na domowników.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?